Powrót przewodnika Michelin do Polski, nawet z tak skromną liczbą gwiazdek, zmienił rodzimą scenę gastronomiczną. Dał nadzieję na kolejne odznaczenia, zmotywował do jeszcze bardziej intensywnej pracy. Czy do grona miejsc, które wrzuciły jeszcze wyższy bieg zalicza się Hub.Praga prowadzona przez Witka Iwańskiego? Przekonajmy się.

Z Hub-em mam tak, że jak już raz się pojawię, to wracam seryjnie co kilkanaście dni, a potem niespodziewanie następuje długa przerwa. I wcale nie chodzi o jedzenie. Po prostu  w mojej głowie wybranie się na drugą stronę Wisły, nagle zaczyna jawić się niczym wyprawa do Norwegii.

W takim właśnie „uśpieniu” przeczekałem kilka miesięcy i wreszcie stwierdziłem – wracam do Huba. Zbiegło się to z ogłoszeniem nowego menu, co jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że z punktu widzenia ciekawości, podjąłem dobrą decyzję. W zasadzie nie wiem, czy ciekawość ma jakiś swój punkt widzenia, ale… przejdźmy dalej.

Z czym kojarzy mi się Hub.Praga? Z mocno warzywnymi, ciekawymi daniami, które nie opierają się na produktach premium jak kawior, czy trufle, ale na kreatywności szefa. Z daniami, które można zamawiać z karty w dowolnej kolejności (na przykład do wina) albo skosztować je w formie menu degustacyjnego.

Nigdy nie wyszedłem z Hub-a rozczarowany i nigdy nie wyszedłem turlająco-przejedzony. Zresztą tu możecie przeczytać moją poprzednią relację: https://chezcezary.pl/warszawa/hub-praga-walentynki

Czas zacząć!

Na stole pojawiają się trzy amuse bouche’e. Gryzę tartaletkę z nori wypełnioną kremem, potem niewielkie praliny z nadzieniem grzybowym i czuję, że mam ciary… Tak amuse’y są rewelacyjne, pobudzają kubki smakowe, świetnie budują wielowymiarowy smak, ale jest w nich coś jeszcze. Jest w nich obietnica nowych doznań i jeszcze wyższego poziomu. Zapowiadają, że nie siedzę już w dobrze znanym mi Hubie, ale w Hub.Praga 2.0, który przeszedł ewolucję i ma bardzo jasne aspiracje…

17 dań – tyle liczy menu degustacyjne, ale nie miałbym nic przeciwko, gdyby trwało w nieskończoność. Proszę Państwa, co ten Witek Iwański wyczarował…

Talerz pełen roślin, warzyw i ziół przygotowanych w różnych postaciach z postawionym obok bulionem z pomidorów błyskawicznie przywołał wspomnienia z Disfrutar i zaserwowanych tam kiełków. Teoretycznie proste danie (tak naprawdę wiem, jak bardzo pracochłonny był ten talerz i ile technik w sobie zawierał) wywołuje eksplozję czystych smaków. Popijam to wszystko pomidorowym consomme i czuję się jak w magicznym ogrodzie. Jakbym kąpał się w wannie pełnej roślin. Ciary…

Po chwili kosztuję już roladkę z patisonów z sosem XO. Absolutnie uzależniającym, który w połączeniu z warzywami daje kombinację, jaką można określić tylko jednym słowem – petarda. Cały czas żałuję, że nie zamówiłem tego dania raz jeszcze, ale coś czuję, że jeszcze będzie okazja.

Na pewno będzie! Na pewno tu wrócę! – krzyczę w myślach – bo właśnie próbuję ostrygę z pianą z wasabi z czarnym czosnkiem i nashi. Wybaczcie prostactwo, ale tylko soczyste wulgaryzmy wypowiedziane w  najbardziej pozytywnym znaczeniu oddałyby moje odczucia. Jest morsko, słono, ostro, soczyście i bardzo umamicznie.

Tatar wołowy z parfaite jest tak kremowy i puszysty, że właściwie rozpływa się na języku. Ciastko z dynią z miso nie dość, że wygląda pięknie to znowu pokazuje potęgę umami.

Wreszcie na stół trafia kwiat cukinii w tempurze. Piszę „wreszcie”, bo jest to danie, które tak często pojawia się w menu różnych restauracji, że zacząłem układać sobie już nawet własny ranking. W Hub.Praga kwiat nadziewany jest karczochami, a obok na talerzu znajduje się piana z musztardy, aby w niej wspomniany kwiat zatapiać.

Tempura jest cudownie lekka, chrupiąca i właściwie pozbawiona tłuszczu. Nadzienie określiłbym jako zbyt delikatne, ale.. obok jest piana dijon. Wystarczy połączyć wszystko razem, by powstała fantastyczna kombinacja!

Pączek z węgorzem skąpany w sosie na bazie węgorza jest intensywny. Ekstremalnie intensywny. Może nawet nieco zbyt dosadny w porównaniu z poprzednimi daniami, ale to naprawdę mały szczegół.

Na tym etapie orientuję się, że przede mną jeszcze kilka poważnych, głównych dań, a ja już czuję pierwsze oznaki absolutnej pełności w żołądku. Nie ma jednak możliwości, abym nie zjadł jeszcze przygotowanego perfekcyjnie(!) turbota , ciasta francuskiego z borowikami i kaczki z topinamburem.

Talerze na kuchnię wracają tak czyste, jakby wyszły właśnie ze zmywarki. Trudno o lepszą rekomendację.

Jakie to szczęście, że człowiek posiada dwa żołądki, z czego drugi przeznaczony jest na desery. Inaczej już nie wcisnąłbym poziomek z kremem i lodów z palonego masła ze słonym karmelem. Właśnie, właśnie, Szef kilka miesięcy temu straszył, że kultowe lody z palonego masła raczej już z kart znikną, ale najwyraźniej grono stałych klientów użyło przekonujących środków perswazji. Nocne telefony z pogróżkami, kartki zostawiane za szybą w samochodzie… nie pytajcie mnie skąd wiem…

Kolację kończą petit fours, kawa i digestive – zwłaszcza ten ostatni ratuje życie wypełnionego po brzegi żołądka 😊

Mam taką zasadę, że wrażenia z kolacji, podobnie jak jedzenie, muszą się trochę ułożyć. Dlatego rzadko zdaję relację na bieżąco, a wszystkie wpisy są zawsze efektem dłuższych przemyśleń. Nie inaczej jest w tym przypadku.

Hub.Praga od początku istnienia jest w moim warszawskim topie. Teraz restauracja wzniosła się jeszcze wyżej, cały czas zachowując swoją koncepcję maksymalnego, kreatywnego wykorzystania warzyw, choć menu trudno nazwać wegetariańskim 😉

Jeżeli macie ochotę na fenomenalne dania, pięknie podane, w eleganckim otoczeniu, ale bez nadęcia i sztywności, to zdecydowanie mówię „Cezary Poleca”! Do Hub.Praga możecie oczywiście wpaść po prostu na wino i na kilka dań z karty, aby posiedzieć i porozmawiać, ale choć byłem tam wiele razy, nigdy takiego scenariusza nie zrealizowałem 😊 Mam wrażenie, że mimo wszystko to miejsce stworzone do degustacji!

Czy wrócę do Hub.Praga? To nie kwestia ani “czy”, ani nie “kiedy”, tylko ile razy w ciągu najbliższych tygodni.   

Adres: Hub.Praga, Jagiellońska 22, Warszawa
hub-praga.pl