Na końcu nie liczą się gwiazdki, rankingi, ale to jak bardzo chcę w dane miejsce wrócić. Co w takim razie mam powiedzieć o Tapeo Born w Barcelonie – restauracji, którą obowiązkowo odwiedzam za każdym razem, gdy tylko ląduję w tym mieście?

Na wstępie od razu sprostuję, nazywanie Tapeo restauracją jest jednak trochę na wyrost. To tapas bar z wysoki stolikami i dosłownie jednym niższym, ale ponieważ kartę zdobią kulinarne perełki, czasem słowo „restauracja” jednak padnie.

Do Tapeo prowadzą wąskie, urokliwe uliczki, przepełnionej średniowieczną historią dzielnicy El Born. Zwłaszcza wieczorem, przy sączącym się świetle i gwarnych dyskusjach dobiegających z kolejnych barów, okolica nabiera szczególnego klimatu.

Gdy docieramy do Tapeo, w środku wszystkie stoliki są zajęte, przed drzwiami czeka już kilka osób.  Nie jest to jednak klasyczna kolejka – każdy z nas ma już rezerwację na określoną godzinę, po prostu czekamy na zwolnienie się stolika. Obsługa wynosi kieliszki pełne sangrii, aby umilić wszystkim czas i ten mija rzeczywiście w szybkim tempie.

Dwa kieliszki później wchodzimy do środka, siadamy przy długim barze i zamawiamy. Wystarczy obrócić głowę w prawo, by mieć widok na otwartą kuchnię, w której rządzi Ivan Gallego. Co prawda twórcą Tapeo jest Daniel Rueda, to jednak Szefa Gallego widziałem przy każdej wizycie.

W menu znajdują się zarówno typowe tapasy, jak i dania nieco większe, po naprawdę sycące porcje pełne mięsa.

Zaczynamy od szynki Iberico, której plastry rozpływają się na języku. Są fantastyczne i uzależniające. Jesz je, delektujesz się koncentracją smaku, popijasz winem i chłoniesz atmosferę restauracji. Jest głośno, ciasno i zarazem cudownie.

Kolejny talerz i kolejna bomba – marynowana makrela z pomidorami i papryką. Pomidory mają w sobie tyle smaku, że same mogłyby stanowić osobną potrawę. Są słodkie, aromatyczne, soczyste… I do tego jędrna, mięciutka makrela. Petarda! Po prostu Petarda złożona z najlepszych składników. To właśnie dzięki nim Tapeo jest tak bliskie mojemu sercu.

Przepraszam, rozmarzyłem się…

Mógłbym napisać, że wracam na ziemię, ale patatas bravas, czyli hiszpańska wersja frytek, nadal sprawia, że unoszę się nad ziemią. Są miękkie w środku i chrupiące na zewnątrz, polane zostały fantastycznym aioli oraz sosem pomidorowo paprykowym. Banał? Pozornie tak, ale w ten sposób spłycić można większość tapasów. Przyznam, że o wiele chętniej znowu zjadłbym TE patatas bravas, niż niejedno danie z trzygwiazdkowej restauracji, o którym następnego dnia czasem zapominam.

Skoro tak wiele dobrego napisałem o „ziemniakach”, to co mam powiedzieć o Croquetas de jamón ibérico – krokietach z nadzieniem z szynki. Są perfekcyjnie chrupiące, a wylewający się z nich sos w stylu beszamelowym z szynką sprawia, że zamykam oczy i odpływam.

Tym razem nie zamówiłem krokietów z dorszem, ale próbowałem je podczas poprzednich wizyt i co mogę powiedzieć – są równie zachwycające.

O żeberkach Iberico z miodem i musztardą słyszałem od wielu osób, więc tym razem postanowiłem zamówić. Pewnie nie będzie to dla Was zaskoczeniem, ale były genialne. Miękkie, skarmelizowane od góry, z cudownie rozpuszczonym tłuszczykiem i glazurą, po którą z chęcią zakradłbym się do kuchni i wyniósł w ilościach mało rozsądnych.

I kiedy wydaje się, że nic lepszego już człowiek w Tapeo spotkać nie może, wtedy wchodzi cały na czarno, makaron Fideuá black catalan cuttlefish

Danie, o którym śnię jeszcze długie miesiące po powrocie z Barcelony.

Czarny makaron przygotowywany jest podobnie jak paella, a potrawa czarny kolor zawdzięcza  dodawanemu atramentowi z mątwy. Na piekielnie gorącej patelni znajduje się jeszcze mięso mątwy oraz miseczka pełna aioli, by mieszać je z makaronem według własnych upodobań.

Głębia bulionu, który został użyty do przygotowania „czarnego makaronu” połączona z kremowością aioli, subtelną nutą czosnku i oliwy daje efekt, od którego może zakręcić się w głowie. Dobrze, że patelnia wręcz parzy, bo inaczej przyłożyłbym ją do ust i łapczywie nagarniał zawartość.

Naczynie nosi ślady przypieczenia i podobnie jak w przypadku socarrat w paelli, pełnią one niezwykle ważną rolę smakową.

Po takich wrażeniach, deser już tak mi nie imponuje. Pudding na chlebie, czy krem kataloński w postaci piany są bardzo dobrze przygotowane, ale po prostu nie stanowią słodkości, na którą wracałbym tak, jak na patatas bravas, makrelę, czy czarny makaron. Na nie wróciłbym choćby dziś!

Muszę jednak uczciwie przyznać – Justyna była zachwycona deserem.

W Tapeo nie żałują oliwy, dania, nawet te mniejsze, są bardzo sycące i kolację łatwo skończyć w stanie absolutnego przejedzenia. Niezależnie jednak, ile dań spróbowałem w czasie wieczoru i jak bardzo przekroczyłem limit pojemności żołądka, to i tak następnego dnia żałowałem, że nie spróbowałem jeszcze więcej.

Jeżeli planujecie wyjazd do Barcelony, lubicie tapasy i choć trochę mi ufacie, koniecznie odwiedźcie Tapeo Born. Po tylu rozłożonych w czasie, udanych wizytach mogę z przekonaniem powiedzieć – Cezary Poleca!  

Adres: Tapeo Born, Barcelona, Hiszpania
www.tapeoborn.cat