A teraz proszę wszyscy weźcie kartkę i długopis i drukowanymi literami zapiszcie RESTAURACJA Klonn.

Restauracja z pięknym widokiem na park? Klonn. Gdzie pójść na romantyczną kolację? Klonn. Gdzie wyjść na spotkanie ze znajomymi? Klonn. Rodzinna uroczystość? Klonn. Gdzie w Warszawie podają genialne jedzenie i fantastyczne wina? Klonn.

Skąd ten wybór? Zacznijmy od początku.

Po raz pierwszy Klonn odwiedziliśmy (za namową Adrian Chmielarz) latem, gdzie w gorących promieniach słońca siedzieliśmy w ogródku restauracji położonej wśród drzew przy Zamku Ujazdowskim, popijaliśmy zimne drinki i zajadaliśmy się przystawkami oraz risotto z ośmiornicą. Risotto zrobiło na nas takie wrażenie, że właściwie ze względu na nie wracaliśmy tam jeszcze kilka razy, za każdym razem próbując nowych pozycji w menu. I za każdym razem wychodziliśmy, a właściwie wytaczaliśmy się (z przejedzenia) przepełnieni wspomnieniami fantastycznych dań.

Gdy do tego dodamy bogatą kartę, niezwykle ciekawych win to w sumie otrzymujemy obraz miejsca godnego polecenia, takiego, które nie zawiedzie.

Po ostatniej wizycie mogę powiedzieć jedno…

Klonn awansował. Teraz nie jest już restauracją do której idzie się, gdy znajomi zaproponują spotkanie, tylko szuka się pretekstu do spotkania, aby wyjść do Klonna.

Znajomi nie chcą iść? Przykro mi, to już byli znajomi, trzeba szybko poszukać nowych. Zabrakło okazji do rodzinnych spotkań? Imieniny, urodziny, rocznice, miesięcznice! Na pewno coś znajdziecie.

Już sam widok z przeszklonego patio na park, zapowiada świetną kolację. A potem jest już tylko lepiej, bo na stole pojawiają się kolejne potrawy. Nie ma tu menu degustacyjnego, tylko klasyczną kartę z przystawkami, daniami głównymi i deserami.

Życie to sztuka trudnych wyborów, często limitowanych pojemnością żołądka. Tak było i w tym przypadku, dlatego zdecydowaliśmy się wyłącznie na przystawki, choć i tak nie mogliśmy się po nich ruszać 😊

Każda jedna okazywała się prawdziwym sztosem. Daniem, do którego aż chce się wracać myślami i osobiście do restauracji. Ich koncepcja opiera się na idei dzielenia się – porcję są więc takich rozmiarów, aby co najmniej dwie osoby przy stole mogły doznać kulinarnego odlotu.

Wśród przystawek, które spróbowaliśmy wraz z Adrian i spółką, KAŻDA była zniewalająca. I z ŻADNEJ bym nie zrezygnował.

Tatar z podpłomykiem, ravioli z selera z orzechem laskowym, topinambur z pomarańczą i czarna truflą, bao z kaczki, mikro dynia wypełniona ceviche z kulbina, tataki z jelenia, baba ziemniaczana z krewetkami wywoływały orgazm kubków smakowych i zalewały mózg falą endorfin.

Przyznam, że podobne uczucie kulinarnego spełnienia, miałem jedynie w absolutnie topowych restauracjach gwiazdkowych. Michał Gniadek, czyli Szef Kuchni zadbał tu o każdy detal: strukturę, balans smakowy i oczywiście o produkt. Ani restauracja, ani rozmiary potraw nie są fine diningowe, ale czuć w nich troskę o smak charakterystyczną dla najlepszych w swoim fachu.

Mam nadzieję, że Szef nie zabije mnie za to określenie, ale Klonn jest dla mnie restauracją serwującą „comfort food”, tylko na światowym poziomie. Co więcej, nie przypominam sobie, abym w jakimkolwiek kraju zjadł w niegwiazdkowej restauracji tak fenomenalne potrawy.

Gdybyście zapytali mnie dziś, czy wolę iść teraz do Klonna, czy do Tima Raue (26 restauracji świata) to odpowiedziałbym bez chwili wahania, że do Klonna.

Nie, nie zwariowałem. W tych daniach jest coś magicznego, otulającego niczym ciepły koc zarzucony przy kominku po spacerze w mroźną noc.

Na tym jednak nie koniec komplementów. Oddzielnym rozdziałem są wina. Nietuzinkowe, specjalnie wybierane przez sommeliera Taras Liakhnovskyi. Nie tylko są one przepyszne same w sobie, ale do naszych dań zostały dobrane tak, że wyrywa z butów.

Był to absolutnie jeden z najlepszych wine pairingów jaki miałem okazję kiedykolwiek próbować. Wina dodawały potrawom jeszcze więcej głębi i przedłużały ich smak. Po prostu KOSMOS.

Nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się w Klonnie dojść do ryb i steków, bo choć są one w menu, to najpierw musiałbym zrezygnować z całej gamy przystawek, a na to się nie zanosi.

Żałuję jedynie, że Klonn nie jest otwarty w porach lunchowych, bo może dzięki temu więcej osób podczas spotkań biznesowych mogłoby spróbować kuchni Michała Gniadka. Od strony biznesowej rozumiem jednak tę decyzję.

Na moje standardowe pytanie, czy wrócę do Klonna, odpowiedź może być tylko jedna? Na pewno! OBŁĘD!

I Was zachęcam, abyście też doznali tego uczucia obłędu.

Adres: Klonn, Jazdów 1b, Warszawa
klonn.pl