Do jakiej restauracji pójść ze znajomymi, do której z rodziną? Jakie miejsce wybrać na romantyczną kolację, a jakie na lunch? W tym wpisie postanowiłem podzielić się z Wami moimi ulubionymi restauracjami w Warszawie na różne okazje. Mam nadzieję, że pomoże on Wam przy podobnych dylematach

Pamiętajcie proszę, że nie jest to ranking. Nie znajdziecie tu sponsorowanego przeglądu „100 najlepszych lokali w stolicy”. Spośród dziesiątek odwiedzonych miejsc wybrałem po prostu moje najbardziej ukochane, takie do których sam wracam najczęściej i już samo znalezienie się w zestawieniu uznajcie za wystarczającą rekomendację. Zastrzegam, część miejsc będzie się powtarzać przy różnych okazjach i nie ma w tym nic dziwnego –  tak wybieram 🙂    

A teraz nie przedłużając zapraszam Was do pierwszej edycji „Cezary Poleca”.

Jest środek tygodnia, a ja planuję pójść na ważny lunch biznesowy. Co wybieram?

Ważny lunch biznesowy

Moja odpowiedź od dawna jest jedna – Nolita. Jacek Grochowina rok do roku przygotowuje dania na poziomie gwiazdkowym, z sosami tak cudownymi, tak zbalansowanymi i tak intensywnymi, że powinny zostać uznane za dobro narodowe. Jeszcze nigdy na Nolicie się nie zawiodłem, ale wolę ją odwiedzać właśnie w porze lunchowej, niż na kolację, kiedy to gwar jest już na tyle spory, że potrafi utrudnić konwersację.

Nie ukrywam, że Nolita ma ułatwione zadanie w Warszawie – większość restauracji, która mogłaby z nią konkurować otwiera się dopiero od 17:00, czy 18:00, ale w żaden sposób nie umniejsza to mojej oceny Nolity.

Lunch na mieście

Kiedy z kolei planuję po prostu wyskoczyć na lunch na mieście, zjeść smacznie i nie wydać fortuny, biegnę do Selavi. Wieczorem Selavi zmienia się w klub, w którym można i zjeść i potańczyć, natomiast w ciągu dnia szef Michał Pezda przygotowuje taki lunch, że aż się uśmiecham na jego wspomnienie. Bardzo ciekawy, bardzo smaczny, składający się z zupy, dania głównego, deseru i napoju. A to wszystko za… 39 zł. Współczynnik ceny do jakości wychodzi poza wszelką skalę, ale nie dla niskiej ceny tam przychodzę, a dla smaku.

Drugą moją rekomendacją na lunch w ciągu dnia jest Tuna by Martin Gimenez Castro. O wieczorowym menu jeszcze przeczytacie, ale jest to miejsce godne odwiedzenia również w porze obiadowej w ramach prywatnej wizyty, jak i biznesowe. W menu zmienianym co tydzień za 69 zł do wyboru są trzy przystawki, trzy dania główne i dwa desery. Nikt tu nie walczy ceną, ale jakością produktu i to czuć. Spróbowałem niemal wszystkich dań w jednym tygodniu i były po prostu świetne. Dorada, pierożki z ricottą i emulsją z wędzonego węgorza, czy tatar z troci zniknęły z talerzy błyskawicznie.  Smakowały zresztą nie tylko mi – osoby, z którymi spotkałem się w Tuna zapowiedziały powrót wieczorem. Cezary bardzo poleca!  

Mija lunchowy tydzień, jest weekend. Chcę pójść ze znajomymi lub rodziną na obiad.

Weekendowy obiad z rodziną lub znajomymi

Wiem, że preferencje kulinarne mogą być różne. Jedni wolą mięso, inni rybę, nie chcemy eksperymentów, ale po prostu bardzo dobrego jedzenia i takiego menu, w którym każdy znajdzie coś dla siebie. Planujemy siedzieć i rozmawiać, a dania mają nam towarzyszyć.

Jakie miejsca polecam?

Kieliszki na Próżnej oraz Klonn.

Tak bardzo oba, że o wyborze często decyduje rzut monetą.  

Obie restauracje serwują genialnie dobre potrawy, a sommelierzy potrafią dobrać do nich bardzo ciekawe wina. Jestem niemal pewny, że niezależnie od przebiegu dyskusji przy stole, gdy znajomi spróbują pierwszych przystawek, na chwilę zaniemówią. Zachwyci ich choćby wędzona troć, ćwikła, miód, musztarda (Kieliszki) albo tatar z troci/batat/chilli/yuzu (Klonn), a to zaledwie przykład jednej pozycji z menu. Tu nie mam faworyta, a właściwie faworyt jest w fazie ciągłej rotacji i zależy od aktualnego menu. Raz przewagę ma Klonn (tak było w listopadzie), innym razem Kieliszki (tak jest teraz). W obu miejscach uwielbiam kuchnię, obsługę, klimat i wina – wszystko w tym samym stopniu.

Moje wrażenia z wizyty w Klonnie znajdziecie TU, a o Kieliszkach na Próżnej napiszę już niedługo.

Tradycyjny obiad

Nie samymi eksperymentami człowiek żyje. Czasem mam ochotę na dania znacznie bardziej tradycyjne zarówno w smaku, jak i formie podania. Na schabowego, na pierś z kurczaka, na puree z ziemniaków – wiecie o czym mówię, po prostu na klasyki. Niekiedy do takiego konserwatywnego kulinarnie wyboru nakłaniają również goście. Nie każdy chce przecież odgadywać co oznacza tajemnicze shitake/tempura/lichi, a woli po prostu kaczkę 🙂   

Wtedy idę do DOCK19 by Mateusz Gessler w Elektrowni Powiśle.

Tam kaczkę, wspomnianego kotleta schabowego, dorsza, czy polędwicę wołową przygotują w sposób idealny. A nad kremowych puree ziemniaczanym z okrasą rozpłynie się chyba każdy. Wiem też, że nikogo nie zawiedzie wielkość porcji.

Byłem już w DOCK19 kilkukrotnie i niezależnie od tego, czy w najbliższym czasie odwiedzi mnie rodzina, czy też nie, wrócę tam chętnie po raz kolejny. Mateusz Gessler pokazuje po prostu, jak powinien wyglądać comfort food bardzo wysokich lotów. 

Gdzie poszedłbym na romantyczną kolację?

W zasadzie to pytanie powinienem sformułować inaczej – gdzie Wam poleciłbym pójść na romantyczną kolację? Mój przykład wiele by Wam nie pomógł, bo z Justyną wspólnie chodzimy po wszystkich restauracjach, więc stwierdzenie, że akurat ten konkretny wieczór miałby być tym szczególnie romantycznym, byłoby trudne.

Natomiast dla Was rekomendację mam jedną i konkretną – Rozbrat 20. W niewielkim, bardzo przytulnym lokalu, szef kuchni Bartosz Szymczak czaruje smakiem, czaruje sosami i zaskakuje połączeniami. Jest w tej restauracji coś szczególnie ciepłego i ujmującego. W dodatku dania, jeżeli chodzi o formę podania, są właściwie fine diningowe, w sam raz by jeszcze bardziej podkreślić znaczenie wieczoru. Otrzymujecie piękne połączenie smaku z wyglądem potraw, a zauważycie to jeszcze lepiej, gdy dacie się porwać fantazji szefa i zdecydujecie na menu degustacyjne. Gorąco  Was do tego zachęcam, podobnie jak do zdania się na sugestie sommeliera przy doborze wina. 

Co istotne, jedzenie nie zabierze Wam aż tyle uwagi, więc będziecie mogli skoncentrować się na sobie i konwersacji. W zasadzie, jeżeli zebrałbym cechy restauracji idealnej na romantyczną kolację, to Rozbrat 20 ma je wszystkie, a może nawet jeszcze więcej.

Po jednej z wizyt w Rozbrat 20 powstał TEN wpis. Zachęcam do przeczytania.

No dobrze, a co gdyby kolacja wcale nie miałaby być aż tak romantyczna? Gdybym chciał po prostu zjeść coś pysznego i wybrać się tam ze znajomymi lub we dwoje?

Wyjście na kolację ze znajomymi

Tu pojawia się prawdziwy dylemat: Kieliszki, Klonn, a może Tuna by Martin Gimenez Castro? Trzy fenomenalne miejsca i każde godne określenia „Cezary poleca”. W każdym z nich byłem już naprawdę WIELE razy i będę jeszcze nie raz. Głosowanie własnym portfelem jest chyba najlepszą rekomendacją.

Jeżeli lubicie ryby i owoce morza, wybierzcie się do Tuny, gdzie spróbujecie obłędnie przygotowanych ryb, uzależniającego halibuta w popiele, jednych z najlepszych na świecie ostryg i genialnego tuńczyka (w każdej serwowanej tam postaci). Martinowi Gimenezowi Castro udało się osiągnąć coś, co wydawało mi się niemożliwe do osiągnięcia. Te dania są tak fantastyczne, że menu mogłoby się dla mnie nie zmieniać, a i tak wracałbym regularnie i zamawiał to samo, bez nawet najmniejszego grymasu znudzenia. Oczywiście menu podlega modyfikacjom, co daje okazję do spróbowania czegoś nowego i ponownego wydania z siebie dźwięków gastronomicznej rozkoszy.

Tuna ma jeszcze jedną zaletę – duży bar z hokerami, idealny, gdy chcę po prostu wyskoczyć na drinka, czy wino i przy okazji coś przekąsić. Wtedy ograniczam się do przystawek, a koncentruję na płynnych doznaniach, bo tu też Tuna daje radę. Wina, choć karta jest krótka, są świetne na wieczorową porę, a drinki… jeszcze lepsze.

Chcecie przeczytać więcej o Tunie? Zapraszam do TEGO WPISU.

Do Kieliszków i Klonna idę natomiast gdy nachodzi mnie ochota na takie pełne, umamiczne jedzenie, na głębokie smaki i absolutnie kozackie wina. Tak jak wspomniałem wcześniej, na dziś (początek lutego 2023) minimalnie na prowadzenie z tej dwójki wysuwają się Kieliszki na Próżnej, w których nowy szef Sebastian Wełpa zadomowił się na dobre i odpalił wrotki z napędem rakietowym. Tego po prostu trzeba spróbować! Natomiast Klonn bez cienia wątpliwości nadal pozostaje w absolutnej czołówce moich najbardziej ulubionych miejsc i najczęściej polecanych zarazem. Ma w karcie takie dania, że już samo wspomnienie o nich wywołuje falę kulinarnej euforii.

W obu restauracjach napijecie się też win, które określić można jednym słowem  – SZTOS. TOTALNY SZTOS.

Wszystkie opisane do tej pory lokale mają pewną cechę wspólną – dania są świetne, ale mogą stanowić tło do wieczoru i rozmowy. A gdzie chodzę, kiedy role mają się odwrócić i to jedzenie, smaki i tekstury mają stać się najważniejszym punktem wieczoru, zabrać całą uwagę i odesłać konwersację przy stole na drugi plan, chyba, że dotyczy ona serwowanych dań?

Chcę efektu WOW!

Hub.Praga to dla mnie odkrycie roku 2022. Prowadzona przez Witka Iwańskiego restauracja  stanowi powiew świeżości w warszawskiej gastronomii. Pozornie pospolite produkty zamieniają się tam w prawdziwe arcydzieła. Szef pokazuje, że nie potrzeba trufli, kawiorów, homarów by stworzyć dania wykwintne i na światowym poziomie. Wyglądają przepięknie, smakują obłędnie i zaskakują. Na każdym kroku zaskakują, wywołując potężny efekt WOW. Hub.Praga zdecydowanie nie jest miejscem jakich wiele w stolicy. Jest wyjątkową perełką, o którą chcę dbać regularnie ją odwiedzając.

Warto zaznaczyć, że talent kulinarny Witka Iwańskiego idzie w parze z dużą skromnością, a skoro sam chwali się mało, to czuję się w obowiązku zrobić to za niego. GENIALNY SZEF. WIELKI TALENT!  

Moje wrażenia z wizyty w Hub.Praga znajdziecie TU

A co jeżeli w swojej żądzy poszukiwania gastronomicznych uniesień chcę pójść jeszcze dalej. Zapomnieć o kompromisach, oddać się szaleństwu i poczuć jak w absolutnie topowych, gwiazdkowych restauracjach? Wtedy idę do Epoki. Najlepszej moim zdaniem restauracji w Polsce. Do mojego absolutnego numeru jeden.

Siadacie przy pięknym stole, w jednej z dwóch przepięknych sal i czekacie na spektakl, który zaserwuje szef Marcin Przybysz. W Epoce wszystko jest dopracowane – dania, ich tekstury, a nawet niestandardowa forma podania, z zastawą włącznie. Talerze, ceramiczne formy, czy niespodziewane dodatki odgrywają tu ważną rolę w prezentacji potrawy. Bardzo odpowiada mi również ogólna koncepcja menu przepełnionego nowoczesnymi interpretacjami dawnych, polskich przepisów o niekiedy kilkusetletniej tradycji.   

Do Epoki chodzę, aby jedzenie przeżywać, delektować się nim i dyskutować o nim jeszcze przez wiele kolejnych dni. Efekt WOW? Epoka jest jednym wielkim efektem WOW, a ja od początku jej powstania niezwykle regularnym gościem. Cezary poleca!

Jak wygląda kolacja w restauracji Epoka i dlaczego uważam ją za najlepszą? Zapraszam do TEGO WPISU

Steki i tapasy

Z kulinarnego nieba zejdźmy na chwilę bliżej ziemi. Bliżej łąk, krów i… steków! Wbrew pozorom o naprawdę dobrego steka w Warszawie trudno. Ostatnio po raz czwarty odwiedziłem Beef&Pepper i nie wiem, czy zmieniła się ekipa, czy dostawca mięsa, ale wreszcie steki były świetne. Wcześniej były po prostu okej, ale bez szaleństw. Na pewno będę chciał sprawdzić, czy ta nowa jakość nie jest przypadkowa, a w międzyczasie mam nadzieję, że pojawi się pretekst do odwiedzenia Wrocławia. Tam bowiem znajduje się Campo Modern Grill, gdzie steki są smażone na ogniu o potem dodatkowo podwędzane w dymie z drewna sprowadzanego specjalnie na zamówienie restauracji. Efekt jest fenomenalny. Poziom wysmażenia – w punkt, jakość i smak mięsa 10/10, dodatki do mięsa też fantastyczne. I ten piękny aromat dymu. Coś wspaniałego! Gdyby Campo sprzedawało perfumy o zapachu, który unosi się kuchni, zamówiłbym bez wahania.

Na koniec chciałem się z Wami podzielić jeszcze jednym gastro-odkryciem. Nie ma co ukrywać – mam słabość do kuchni z półwyspu Iberyjskiego, do skąpanych w oliwie tapasów, kiełbas, szynek, owoców morza, cudownej wędzonej papryki…ehhh. Okazuje się, że w samym centrum Warszawy, na tyłach Domów Towarowych Centrum, czyli w rejonie, który bardziej kojarzy mi się z masowym zarabianiem na przyjezdnych, niż dobrą kuchnią, znajduje się Portuñol Bistro. Mały lokal, który z zewnątrz nie zachęca jakoś specjalnie i który pewnie ominąłbym, gdyby nie namowa Justyny. A gdybym ominął… jaki ja bym popełnił błąd!  Siadacie, zamawiacie, próbujecie, zamykacie oczy i już nie jesteście w Warszawie, tylko w Hiszpanii lub Portugalii. Najpierw nieśmiało wzięliśmy dwie przystawki, a gdy one okazały się petardą, poszliśmy za ciosem. Co to są za genialne tapasy! Wszystkie! Te krewetki z chorizo utopione w sosie maślano-winnym, te sardynki, te krokiety… OH MY GOD! Aż pisząc to sam siebie przekonałem, że muszę tam wrócić. Najlepiej już w najbliższą niedzielę 🙂

Tym sposobem kuchnia z półwyspu iberyjskiego kończy pierwszą edycję „Cezary Poleca!” i mam nadzieję, że nie ostatnią.

Jeżeli macie swoje sugestie miejsc naprawdę genialnych – dawajcie znać w komentarzach, na Facebooku, na priv, mailowo gdzie Wam wygodniej.  

Dla tych, którym nie chciało się czytać całości, ale chciało się przewinąć na sam dół przygotowałem podsumowanie: